“Witam:) od jakiegoś czasu obserwuję bloga i jestem pod wielkim wrażeniem. Poszukujemy z rodziną właśnie takiego mieszkania w Toruniu na Skarpie lub Rubinkowie. Nie mogę się napatrzeć na Pani zmiany mieszkania. Bardzo proszę o kolejne odsłony mieszkania:) Dzięki Pani zaczęłam myśleć o kupnie mieszkania właśnie “do remontu”. Mamy zapał i może i my z mężem damy radę sami to wykonać za nie tak duże pieniądze..” Magda
Powyższy komentarz zmobilizowała mnie do przygotowania kolejnego postu z remontu mieszkania. Przypomnę jeszcze plan i rozkład pomieszczeń.
Na początku było tak. Jedyny plusem było brak jakichkolwiek płytek na ścianach i podłodze. Zawsze to mniej pracy i gruzu.
Kaloryfer usunęliśmy (za zgodą spółdzielni), a wszystkie rury (gaz, woda, kanaliza) zostały przeze mnie zaplanowane w odpowiednich miejscach.
Przejście z korytarza do kuchni powiększyliśmy i z wielką ulgą usunęliśmy nadproże. Takie zabiegi otwierają i powiększają optycznie wnętrze, które tu jest wyjątkowo małe, bo ma zaledwie 6,40 m2.
Okno zamówiłam mniejsze, nietypowe, aby idealnie pasowało do szafek. To doświadczenie wyniosłam z poprzedniego mieszkania, gdzie musiałam się zgodzić na dwa poziomy blatów, co było straszne.
Na ścianie przy wejściu chciałam zrobić stiuk wenecki (tu o nim pisałam), ale była tak mega krzywa ściana, że mąż wyłożył ją płytami kartonowo-gipsowymi. Boki przy oknach Mariusz ocieplił i ładnie wykończył.
Na podłodze położyłam gres polerowany i niestety nie polecam go za specjalnie. Gres jest kamieniem naturalnym i nawet po dobrej impregnacji potrafi chłonąć to, co się nam wyleje na podłogę. Ja zauważam niewielkie, ale zawsze, zmiany po myciu podłogi.
To już ostatni etap przed montażem kuchni, a tak jest dzisiaj.
Zabudowę zaplanowałam, wykorzystując każdy centymetr kuchni.
Lubię symetrię i tak też planowałam szafki. Zażyczyłam sobie też podwójną grubość płyt na zewnątrz szafek, aby kuchnia była bardziej masywna.
Blaty, szafki na zewnątrz, w środku i na ścianie (zamiast płytek) wykończone są jedną fakturą tzw. trawą morską.
Mój ulubiony kącik kawowy i dekoracja z deski, którą sama wykonałam tu.
Wszystko poszło w zabudowę. Dużą lodówkę ukryłam w szafce, a obok mam jeszcze 10 cm wąską szafkę, zamykaną na klik i tak chowam mopa, miotłę, stolnicę.
Na ścianie oczywiście sama zrobiłam stiuk w waniliowym kolorze, który świetnie rozświetla zachodnią kuchnię. Stiuk też rewelacyjnie chroni ścianę przed zabrudzeniami.
Lubię mieć niewielką ilość rzeczy na zewnątrz. Przy tak małej kuchni staram się unikać zagracenia.
Kuchnia jest wygodna, mam te wszystkie bajery jak pneumatyczne teleskopy, jeżdżące szuflady itd. Wszystko dzięki temu, że kuchni nie robiła firma z Torunia, a stolarz z miejscowości obok, polecony przez znajomych. Dzięki temu sporo zaoszczędziliśmy.
Udało się, opisałam kuchnię. :) Miło, że kilka osób zainspirowałam do remontu i że tak czekacie na kolejne odsłony mieszkania.
Zobacz wpisy z tego cyklu: